Za oknami koniec września, a więc najlepsza pora na drapieżnika. Wielu z nas w tym okresie chciałoby spędzać nad wodą jak najwięcej czasu, ale niestety praca zawodowa, obowiązki rodzinne i inne zobowiązania skutecznie uniemożliwiają nam wyjazdy na dłuższe, kilkudniowe wyprawy wędkarskie.
Przeciętny wędkarz mieszkający w dużym lub średnim mieście może pozwolić sobie jedynie od czasu do czasu na krótkie jednodniowe wypady wędkarskie, które nie wymagają długich przygotowań i nie zrujnują życia rodzinnego czy zawodowego. Dodatkową cechą charakterystyczną takich wypadów jest to, że decyzja o wyjeździe zapada z dnia na dzień, bo np. żona wyjeżdża z dziećmi do teściów i mamy wolne 24 godziny
I właśnie o tym jak zorganizować sobie taką szybką jednodniową wyprawę spinningową będzie ten artykuł.
W przypadku wyprawy jednodniowej odpowiedz jest prosta – jak najbliżej. Nie ma sensu marnować cennych wolnych godzin na długie podróże w odległe miejsca Polski. Ci z kolegów, którzy maja to szczęście i mieszkają w pobliżu pięknych rybnych zbiorników wodnych nie muszą się martwić o wybór łowiska i czas podróży, by do nich dotrzeć.
Gorzej maja Ci, którzy mieszkają w dużych aglomeracjach miejskich położonych w rejonach, gdzie wyprawa nad rybną wodę to już jest wyzwanie. Ja na przykład mieszkam w Warszawie i chcąc połowić w pięknym otoczeniu przyrody na rybnym jeziorze, muszę się liczyć z dłuższą jazdą samochodem.
Pogodziłem się z tym, i przyjąłem założenie, że mogę poświęcić na podróż maksymalnie 2 godziny czasu. Na szczęście okazało się, że w zasięgu 2 godzin jazdy samochodem od Warszawy, pięknych jezior nie brakuje. Te 2 – 2,5 godziny spędzone w samochodzie, to jest moim zdaniem maksimum, na które możemy sobie pozwolić.
Szybki wyjazd ogranicza nasze możliwości dotyczące wyboru środków pływających, z których możemy wędkować.
Przecież nie sposób przy takich wyjazdach bawić się w zabieranie łodzi na przyczepie biorąc pod uwagę cały proces jej załadunku, wodowania, itd.
Odradzałbym też zabieranie dużych pontonów ze sztywną podłogą. Co prawda jest z nimi dużo łatwiej przy załadunku, wyładunku i transporcie niż z normalną łodzią, ale mimo wszystko ich składanie już na łowisku jest dosyć czasochłonne.
Cóż zatem nam pozostaje?
Rozwiązania są trzy:
Brodzenie w spodniobutach. Sposób ten niesie jednak ze sobą spore ograniczenia w dostępności do wszystkich interesujących wędkarsko miejsc, które chcielibyśmy obłowić. Ciężko nam będzie na przykład obrzucać przynętą spiningową interesujące spadki dna za linią trzcin, czy śródjeziorne podwodne górki;
Belly boat. To urządzenie nie jest zbyt popularne w Polsce. Być może wynika to z naszego klimatu – tkwienie zanurzonym po pas w zimnej wodzie w październikowy poranek, niejednego zniechęci do korzystania z tego środka pływającego. Nawet zakładając, że od wody oddziela nas warstwa pianki, to i tak nie brzmi to optymistycznie. Popularności belly boat nie przysparza zapewne również cena, jaką musimy zapłacić za takie urządzenie. Koszt takiego pływadełka to mniej więcej równowartość prostego pontonu.
Ponton. To chyba najlepsze rozwiązanie na szybkie wypady. Warunek jest taki, że będzie to ponton z podłogą składającą się z paneli, którą możemy zwinąć razem z całością. Na jednodniowe wypady całkiem wystarczający będzie też ponton z gumową podłogą dmuchaną;
Niech to będą niewielkie, lekkie jednostki o długości do 2,5 metra.
Taką gumową łódeczkę nadmuchamy za pomocą pompki elektrycznej lub porządnej pompki nożnej w ciągu 15 minut. Jest ona też lekka, co pozwoli nam bez problemu samemu zanieść ją nad wodę, a później z powrotem do samochodu po zakończeniu łowienia.
Ja sam używam na takie wypady starego, pamiętającego jeszcze Gorbaczowa, rosyjskiego pontonu z drewnianymi ławeczkami, dwiema dmuchanymi za pomocą nożnej pompki komorami i dmuchanej podłogi.
Po wyrzuceniu go z worka na trawę i podłączeniu pompki, w ciągu 10 minut jest gotowy do użycia.
Jeśli już zdecydowaliśmy się na nieduży ponton, to niestety ilość sprzętu, którą możemy na niego zabrać jest ograniczona.
Ale zapewniam Was, że minimalistyczne podejście do takiego wyboru sprawi Wam dużą frajdę i wiele Was nauczy. Nagle okaże się, że aby profesjonalnie i skutecznie pospiningować wcale nie trzeba zabierać kilogramów przynęt i innych akcesoriów.
Wędki – optymalny rozmiar
Jedno, na co chcę zwrócić szczególną uwagę przy wyborze wędek jest ich długość. Uważam, że długość nieprzekraczająca 210 cm jest jedynym rozwiązaniem na ponton. Łowienie za pomocą dłuższych wędek będzie bardzo niewygodne na takiej małej jednostce pływającej, przysporzy Wam problemów, ograniczy swobodę poruszania się i pozbędzie części radości z łowienia. Dodatkową zaletą takiej długości spinningów jest to, że będziecie je mogli schować w całości do wnętrza pontonu przy podpływaniu do brzegów, zwisających gałęzi lub trzcin, co pozwoli uniknąć uszkodzenia blanków lub przelotek.
Jeśli chodzi o wyposażenie dodatkowe, to wymienię po kolei:
I możemy ruszać na wodę.
To zawsze ważny temat, szczególnie w przypadku pływania na pontonie.
Na szczęście prawie każdy ponton składa się z minimum 2 komór powietrznych, co pozwoli nam na utrzymanie się na powierzchni wody nawet w przypadku przebicia jednaj z nich.
Dodatkowo możemy zaopatrzyć się w kapok. Współczesne kapoki przypominają bardziej kamizelkę wędkarska niż dawny toporny sprzęt ratunkowy, a więc nie będą nam krępować ruchów a na pewno dadzą dużą ochronę w razie wypadku.
Jeśli do tych zabezpieczeń dodamy zdrowy rozsądek to nie powinno się Wam nic złego przydarzyć.
Na zakończenie nie pozostaje mi nic innego niż zachęcić Was do jak najczęstszych jednodniowych wypraw wędkarskich i życzyć wszystkim połamania kija
Szczupak złowiony podczas mojej ostatniej jednodniówki
Brały też niewielkie okonie
Miły przerywnik w łowieniu przeznaczony na regenerację sił 😉